Szybko, zdecydowanie za szybko. Nie potrafię za nim nadążyć i nie chcę, próbując rozpaczliwie zatrzymać resztki starego, ślamazarnego rytmu.
Zauważyłam u siebie pewną prawidłowość - kiedy tylko nadchodzi zima, artystyczna część mnie zamienia się w słup soli. Nie robię zdjęć - ba!, nawet nie myślę o przygotowywaniu się do realizowania wizji chodzących po mojej głowie. Rzadko sięgam po aparat. Kurzy się, stojąc w kącie.
Studia też robią swoje, oczywiście. Zaczynam pomału tęsknić za pierwszym rokiem, kiedy wszystko było nowe i przyjazne - teraz jest inaczej. Czuję, że z każdym dniem moja głowa staje się coraz cięższa, pełna różnorodnych myśli, zbędnych informacji, które co nieregularną ilość dni przelewam na papier za pomocą prostego długopisu. Nie narzekam na studia - uważam, że kierunek, który wybrałam, jest dla mnie stworzony (albo: ja zostałam stworzona dla niego). Tylko... Próbuję dać z siebie jak najwięcej. Mam się za człowieka, którego zaangażowanie jest niepodzielne, więc niełatwo mi się skupić na dwóch tak skrajnych rzeczach jak nauka i sztuka. Kiedy się uspokoi, kiedy tylko się ociepli albo słońce zacznie częściej łypać na nasze głowy znad linii horyzontu, wtedy wiem, że posiadam nie tylko komfort psychiczny i chwilę dla relaksu, ale także niezbędną motywację do tworzenia.
Nie zastanawiałam się nad tym, jak będzie wyglądał mój styl po tak długiej przerwie. Nie próbowałam go zmieniać, modyfikować czy ulepszać. Nie eksperymentowałam. 85-tka, którą kupiłam parę miesięcy temu, leży nietknięta w ciepłym miejscu, zamknięta w swoim nikonowskim opakowaniu. Tak, czuję się źle z tego powodu. Czuję niedosyt, czuję niezaspokojone pragnienie tworzenia, ale wiem, że nie mogę, jeszcze nie teraz.
I trochę, trochę ostatnich tygodni w obiektywie aparatu mojego telefonu.
jaki kociak :D
OdpowiedzUsuń