Kuriozum. Parada dziwactw. Tysiące dziecięcych stóp, uderzających
chaotycznie w drogę wyłożoną żwirem. Śmiechy, chichy, infantylne gaworzenie –
gwar, a nad tym wszystkim okno mojego domu. Nad tym wszystkim moje ucho.
Niepocieszone, zazdrosne, ale wiernie wysłuchujące. W cierpkim milczeniu liczę
takt stawianych kroków. Maszerują? Tak, na pewno maszerują. W powietrzu masa
tytoniu. Kłęby unoszącego się dymu blokują przyjemnie płuca; nadal wypluwam z
siebie resztki porannej nikotyny. Lubię to uczucie, lubię ten stan.
( z aparatem wśród zwierząt; czyli jeden wieczór z aparatem w moim otoczeniu - moje środowisko jest na bazie śmietany)
Przyciągający klimat wyczuwam. ; )
OdpowiedzUsuń