Ten post jest dla mnie niespodzianką. Podobnie jak i "reportaż" ze ślubu, z którego zdjęcia ujrzycie poniżej.
Nie planowałam kolejnej sesji ślubnej - z powodów, o których pisałam w poprzednim poście. Niemniej, trafiłam w wir szalonych, spontanicznych wydarzeń, gdzie uciekający czas zmusił mnie do podjęcia decyzji. Nie jest to typowy reportaż ze ślubu; zdjęcia bardziej przypominają te, które wykonuje "rodzinny fotograf" podczas ważnych uroczystości, ale skłamałabym, gdybym nie powiedziała, że taki był zamiar - fotografie miały być jak najbardziej naturalne, niepozowane, zupełnie instynktowne i szczere. Tak jak uroczystość organizowana przez Młodych. Nie powiem - ten rodzaj odpowiada mi najbardziej: lubię chwilę, lubię konkretną emocję, lubię ulotność, lubię własną niewidoczność podczas fotografowania. Edytując zdjęcia, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mnie tam nie było, że zaszyłam się w kącie i cierpliwie obserwowałam.
Ślub cywilny odbył się w Swarzędzu (przyznam szczerze, że nie spodziewałam się tak pięknej, jasnej i wyjątkowej sali ślubów). Późniejsza część toczyła się w niesamowitym miejscu, na skraju Poznania, w hotelu Lizawka. W otoczeniu leśniczówek, lasów, specyficznego budynku i okien na leśne widoki, które zastępowały ściany.
Aspektów technicznych nie skomentuję - ze względu na krótki czas, nie zdążyłam się ze wszystkim zorganizować (brak lampy wciąż mnie boli - prawdopodobnie miałabym więcej lepszych ujęć). Mimo to, są to zdjęcia, z których jestem zadowolona, bo pokazują to, co chcę przekazywać jako fotograf: szczerość.